W sobote 26 sierpnia wjechalemjuz wreszcie do Trontheim i po drodze zaczepila mnie urodziwa rowerzystka - oczywiscie okazalo sie ze polka -"najwiecej witaminy maja polskie dziewczyny" jak to spiewal A. Rosiewicz. Panna Lusia wskazala mi droge do centrum i tam pogawedzilismy jeszcze z godzinke. Ja ruszylem potem grac z przerwami nazwiedzanie i zakupy (prowiantu) Wieczorkiem spotkalem sie jeszcze z moja przewodniczka na cherbatke i pogawedke. Kolo polnocy grzecznie  sie rostalismy kazde pod
swoj dach - ona na kwatere a ja pod "dach swiata" Wczesniej jednak pogralem jeszcze do 2:00 i zebralem z 400 kr i z zasobem kasy rozbilem namiot na trawce niedaleko portu.


  Wniedziele tradycyjnie udalem sie do kosciola na msze. Pogoda byla piekna ale ludzi nie za wiele w centrum, wiec spedzilem ten dzien bardziej na odpoczynku i zwiedzaniu niz na graniu. Zwiedzilem sobie przeiekna katedre Nidarsdom, bylem tez na punkcie widokowym w forcie. Wieczorkiem przysiadlem sie pierwszy raz do czytania ksiazki "Swiat na rowerze" Namiot znow rozbilem przy porcie.
 Poniedzialek spedzilem glownie w bibliotece na rzezbieniu relacji i wybieraniu fotek do niej oraz oczywiscie na korespondencji ze znajomymi, bo pogoda nie bardzo pozwalala na co innego. Po obiedzie pokrecilem sie jeszcze troche po miescie, poczytalem i pod namiot znow w to samo miejsce.
  Wtorek (29 sier.) z pogoda okazal sie laskawszy wiec po sniadaniu pograle troche, ale cienko szlo. W sklepach z uzywanymi rzeczami szukalem jakiejs dobrej kurtki na  deszcz i butow na zapas ,ale nic ciekawego nie znalazlem.Po poludniu dokupilem jeszcze zarcia i ruszylem juz za miasto na poludnie. Do Orkanger wiekszosc trasy jechalo sie bardzo przyjemnie wzdloz fjordu. Przy supermarkecie Lidlu spotkalem kilku mlodych polakow i z nimi pogadalem sobie przy "bezalkoholowym" - Lidl laczy!
Przejechalem jeszcze ze 30 km i kima pod namiotem w Storas przy szkole. Trasa E65 malownicza dolinka dojechlalem do Surnadal. Tam za namowa Polki pogralem przy domu handlowym i zgarnelem przez godz 240 kr! Planowalem stad kierowac sie prosto na Trollstigen, ale spotkalem pare rowerzystow z Niemiec i za ich namowa odbilem w bok do Kristiansund. Po drodze przenocowalem na pieknym campingu w Tingvoll - po konsultacji z wlascicielem za free. Deszcz na zajutrz uziemil mnie az do 17:00 i kiedy tylko przestalo
padac, ruszylem dalej. Na trasie mialem 5 km tunel ale byl zakaz dal rowerow i kiwnelem okazje, ktora przejechalem na druga strone. Wieczorem w czwartek 31 sier. dojechalem do Kristiansund. Bylo juz jednak po 22:00 i rozstawilem namiot na koncu deptaka przy porcie w celu wysuszenia po deszczu. Bylo tam jednak bardzo spokojnie i piekny widoczek, wiec postanowilem tam zostac na noc.
 Piatkowy sloneczny poranek ktos mnie zbudzil pytaniem :"czy napije sie pan kawy?" To pytanie mnie zastrzelilo, ale nie odmowilem. Dwoch panow przedstawilo mi sie jako reporterzy z miejscowej gazety Tidens Kraw. Gdy zdjelem plandeke z roweru i powiedzilem co robie to sie posypala rzeka fotek i pytan. Tym sposobem mialem juz zarezerwowane miejsce w sobotniej gazecie. Mozlem skorzystac z prysznica w redakcji. Po sniadanku na deptaku Turist info. tam zdobylem mapki i przewodniki. Dowiedzialem sie
tez,ze odbywa sie tu Foto festiwal. Udalem sie tam wiec poogladac troche fotek. Tam tez mozlem skorzystac za free z netu. Poznalem jednego fotografa z Niemiec Dirca Hofmanna. Wkrecil mnie on do internietowego klubu fotograficznego
www.fotocommunity.com Udostepnil mi tez jeden kom bym mogl sobie pozgrywac swoje fotki. Ta operacja zajela mi kilka godzin. musialem poukladac i pozbierac calosc fotek do kupy. Zrobilem zaraz tez druga kopie dla pewnosci. Kolo 18:00 pogralem troche przy markecie i ruszylem na punkt widokowy na Kristiansund. Tam poznalem mloda pare z Austrii i starsza norweszke z ktorymi przegadalismy do wieczora.Poszla jeszc ze gitara w ruch i bylo fajnie. Po 23:00 oni poszli a ja zostalem tam porobic troche fotek i tam tez rozbilem namiot. Mialem tez tam okazje zobaczyc zorze polarna!
  W sobote zjechlaem do miasta i po sniadaniu dorwalem gazete, gdziena 3ciej stronie byl wywiad i fotki ze mna. Ruszylem potem do grania i chyba reportarz w gazecie zaczal owocowac, bo po 1.5 h zarobilem 450 kr! Poznalem tez sporo polakow. Z jednymi z nich ugadalem sie na nocleg. Potem poszlem jeszcze na foto festiwal i poogladalem troche fotek na necie i zamiescilem tez jakies swojena www.fotocommunity.com Na wybrzezu zjadlem sobie kolacje i po 22:00 pojechalem na sasiednia wyspe do domu kultury na podsumowanie Festiwalu Fotograficznego. Tam spotkalem tego samego reportera z gazety i poznalem jeszcze troche ludzi ze smietanki towarzyskiej miasta. Na nocleg pojechalem kolo kosciola katolickiego do poznanych wczesniej polakow.
  W niedziele poszlem na msze i po mszy znow poznalem nowych rodakow. Probowalem tez nakrecic robote za stolarza tutaj ale nie wyszlo. Chlopaki przyrzadzili swietny obiadzik - losos z ziemiakami i salatka. Pogoda nie zachecala do zadnych wyjsc, wiec po poludniu sciagnelem Radka z laptopem i zrobilem chlopakom pokaz slajdow z tej i zeszlej wyprawy - chyba troche ich wmurowalo tym, ze mozna tyle zjechac na rowerze!
W poniedzialek tez padalo od rana i Marcin z chlopakami powiedzial, ze moge tu zostac nawet tydzien. Spedzilem wiekszosc czasu na ogladaniu programow naukowych i podrozniczych. Wieczorkiem pogadalismy sobie prz<y piwku z chlopakami.
Wtorek znow przywital deszczem. troche przestalo kolo poludnia i wyskoczylem na zakupy do Lidla. W drodzoe powrotnej zmoczyl mnie deszcz w ciagu kilku minut. Ususzylem sie w domu ogladajac przy okazji Tour De Pologne na Eurosporcie. Za oknem na chwile pojawilo sie slonce i ruszylo mnie by sie zebrac i ruszyc. Zanim sie spakowalem znow ulewa! Po niej postanowilem jednak ruszyc. Promem o 17:00 przedostalem sie na sasiednia wyspe Averoya na slynna trase Atlantycka nr 64. Deszcz padal co chwila,
wiec co chwila pauzowalem, ale wieczorem udalo mi sie wjechac na najciekawszy fragment nad samym oceanem. Jest tu szereg wysp polaczonych nasypami i mostami. Pomimo pochmurnego nieba i mrzawki widok byl piekny. Udalo mi sie przejechac w sumie kolo 30 km i na noc pod namiot gdzies na polu. Teraz kierowalem sie juz na Trollstigen. Kolo Molde mialem 2 tunele po 3 km, jeden z nich przejechalem a drugi pod fiordem musialem busem na okazje, bo byl zakaz dla rowerow. Dojechalem za Andalsnes na camping i tam moj rower oblezyli turysci z niemiec. Zaspokoilem ich ciekawosc mowiac co robie i z czego zyje. Ktos z nich rzucil haslo"to czemu mie zagrasz dla nas?Wiec zagralem i to bylo najcenniejsze 5 min grania! Do ich odjazdu zdazylem zagrac 2 piosenki i dostalem jeszcze talerz nalesnikow od wlasciciela campingu. Po przeliczeniu zebralo sie 240 kr! Moglem tez tam za darmo sie rozbic.
W czwartek 7 wrz bylem nastawiony juz psychicznie na podboj Drabiny Troli. Deszcz przytrzymal mnie jednak rano i ruszylem kolo poludnia.Jest to piekna przelecz na ktora wjezdza sie pieknymi serpentynami, ktore to mozna potem obejrzec w calosci z gory. Moj podjazd deszcz rozbijal jednak jeszcze na raty i wjechalem na szyt dopiero po 15:00. Zdazylem zrobic kilka fotek z gory i skryc sie przed nadchodzacym deszczem na parkingu pod dachem. Tam zrobilem sobie obiad i czekalem na przejscie deszczu tak ze 2 h az podszedl jeden Norweg z budowy z naprzeciwka i zapromonowal, ze moge przenocowac na budowie w baraku. Jak sie okazalo to pracowalo tez tam kilku polakow, ktorzy zabrali mnie do siebie do domu na noc. Tam panowie przyrzadzili pyszna obiado-kolacje i pogawidzilismy sobie jeszcze przy drinku.
  Pobudka o 5ej rano to byl dal mnie najwiekszy bol, ale jak trzeba, to trzeba. Po sniadaniu dojechalem z nimi na Trollstigen i tam zaladowalem rumaka, uzbroilem sie na zimno i deszcz (szczyty gor pokryte byly juz swiezym sniegiem) i po jeszcze 2 km podjazdu zaczal sie zjazd w dol. Deszcz padal nieustannie, wiec po drodze na przystanku zalozylem rekawice z palcami i na to worki foliowe, bo rece mi kostnialy od tego deszczu i zimna.Tak uzbrojony zjechalem jeszcze 20 km w dol do Valdal. SDtamtad
na prom i na druga strone fjordu i dlugim podjazdem dojechalem nad Gejrangerfjord. Pomimo niezbyt dobrej pogody widok na fjord byl naprawde piekny. Z punktu widokowego serpentynami w dol zjechalem az do Gejranger. Stamtad o 17:00 promem (po konsultacji z kapitanem znow za darmo-100kr w kieszeni!) przeplynelem caly Gejrangerfjord az do Helesyt. Przy dobrej widocznosci przejaszczka tym fjordem to niezapomiane widoki; pionowe 200-300m sciany gor schodzace do samego fjordu i splywajace po tych scianach wodospady - to naprawde warto zobaczyc! W Helesyt przeczekalem do wieczora az troche ustal deszcz i ruszylemm E60 W kier Strande i Äšlesund. Po drodze moglem jescze podziwiac uroki Gejrangerfjord. Mialem 3 tunele po drodze Zatrzymalem sie na jakims parkingu do toalety a tam kibelek ze swiatlem, ciepla woda i jeszcze ogrzewany w dodatku - po mokrym dniu marzylem o takim suchym,"przytulnym" miejscu. Tam tez zostalem na noc! Kolejny dzien okazal sie bardziej laskawy z pogoda i po trasie na jednej z przeleczy z daleka moglem podziwiac lodowce pomiedzy szczytami. W Sykkylren kupilem klocki ham na tyl i nowy recznik, bo moj juz powoli zakwital!


trontheim - katedra nidarsdom




trontheim - uniwersytet




Promy - norweska codziennosc




Kristiansund - zorza polarna




trasa atlantycka ponizej kristiansund




droga troli



geirangerfjord



ale kibel - z gorąca woda, ogrzewaniem i prądem, ot gdzieś na trasie !

KIBEL