Sztokholm pozegnal mnie piekna pogoda i przyznam, ze az zal mi bylo go opuszczac,ale swiat czeka by go zobaczyc! Zatem w czwartek 13 wrzesnia ruszylem w dalsza podroz wzdloz Baltyku. Przez pierwsze 2 dni tereny i widoki byly jeszcze urozmaicone, sporo odkrytych terenow, pagorkowato ale do Norrkoping wjechalem na glowniejsza droge E22 i tam droga prowadzila juz praktycznie tylko przez las. W moedzoe;e chcioalem namierzyc jakis kosciol katolicki i msze, ale w jednym miescie Oskarsharmn bylo po poludniu msza a jak dojechalem do kolejnego miasta Kalmar to juz bylo po mszy. Dostalem za to namiary do polskich ksiezy w Karlskrona. Same miasteczko Kalmar bylo calkiem urodze i miale ladny zamek fortece. Ja sie rozbilem z namiotem gdzies na malej wysepce - spokoj, cisza i tylko szum Baltyku, ach jak przyjemnie!


  W poniedzialek dokrecilem do Karlskrona, znalazlem kosciol katolicki ale mszy dzis nie bylo. Dozechalem do centrum,zjadlem cos a potem rowerkiem objechalem co bylo do zobaczenia a wieczorkiem udalem sie jeszcze do polskich ksiezy. Zalezalo mi by sie tam wymyc i doladowac sprzety i udalo sie: moglem tam rozbic namiot, wymyc, doladowac i jeszcze dodatkowo przeprac rzeczy! Rano padalo, zaprosili mnie na sniadanko i potem pogawedzilismy sobie jeszcze troche, dostalem jeszcze sporo jedzenia na droge. Zwinelem sie mimo deszczu i przed poludniem ruszylem dalej w droge. Krecilem tak w deszczu az do popoludnia, wtedy dopiero sie rozpogodzilo, mozna bylo sie wysuszyc i jechac z przyjemnoscia.
  W srode ruszylem z Solvesborg i pomimo silnego wiatru w twarz udalo mi sie przekrecic 115 km do Ystad. tam popytalem w porcie o mozliwosc odkupienia jakiegos jedzenia od polskich kierowcow i nazbieralem ladny zapas a do tego nikt nic za to nie chcial. Gdzies w centrum namierzylem knajpke z netem, wiec odpalilem laptopa i podzwonielm troche po znajomych i rodzince. Rozbielm potem namiot gdzies kolo plazy - pogoda byla tak parszywa, we nie bylo zywego ducha!
  W czwartek o 8.30 zlapalem najblizsza okazje na Borncholm, katamaran. Po ponad godzinie hustania na Baltyku wysiadlem w Ronna na Bornholmie. W IT postudiowalem mapki i przewodniki co warto zobaczyc. Okazalo sie tez ze najblizszy prom do niemiec do Sasnitz mialem dopiero za 2 dni w sobote, zatem mialem 2 dni na ta urocza wyspe! Ruszylem sciezkami rowerowymi w kierunku Nexo. Byla wytyczona oddzielna scieszka rowerowa z dala od ruchu samochodowego, wiec pomimo nawet niezbyt pieknej pogody mozna bylo czerpac przyjemnosc z ciszy i zieleni dokola. W Nexo w porcie spotkalem pierw ekipe polskich zeglarzy, pogadalem z nimi chwiel a potem zagadnelem do zeglarzy z Rosji ktorzy przyplyneli zabytkowym starym zaglowcem. Zagadnelem po rosyjsku wiec zaraz zaprosili mnie na pokalal na zupke. Na szczescie po zupce za duzo nie polewali trunkow, bo mieli wczesniej wizyte rodakow i po trunkach ostalo sie niewiele. Wyskoczylem tylko do lazni portowej na prysznic. Potem przegadalem z nimi pare godzin i zostalem tam tez na noc. Gdybym mial wize to moglem poplynac z nimi do Kaliningradu a potem do St Petersburga, ale nie mialem a i moje plany byly inne. Rower na nabrzezu nakrylem tylko plandeka i w kime.
  Rano chlopaki zebrali sie kolo 8.00 wiec i ja sie musialem zebrac i po myciu w portowej toalecie ruszylem dalej na ziwedzanie Bornholmu. Po drodze moglem spotkac wiele sympatycznych wiosek rybackich piekne klify, za free udalo mi sie tez zwiedzic galerie z pieknymi regionalnymi dzielami (wstep byl 60 dunskich koron ale jak pokazalem moj zaladowany rower to bylo za free). Potem wbilem sie gdzies w las w poszukiwaniu najwiekszego dunskiego wodospadu, ale jak juz dotarlem to szalu nie bylo. Za to las ktory otaczal go przypominal duzo bardziel las tropikalny: drzewa porosniete mchami i pozawijane lianami, do tego unoszaca sie mgielka utwierdzala mnie jeszcze bardziej do tego podobienstwa - rewelacja! W polnocnej czesci wyspy dojechalem do ruin zamku Hamershus polozonym na szczycie gory i dodatkowo od strony moza osloniety wysokim klifem - piekny widok! Stamtad sciezka rowerowa kierowalem sie juz na zachod. Zajechalem na klif John Kapel, ale od stony ladu nie zachwycil mnie zbytnio. Od tamtad sciezka prowadzila juz nad samym brzegiem moza - ach jak przyjemnie! Z Hasle az do samego Ronne szlak wiodl juz tylko przez las. W ronne zrobilem jakas kolacje i potem na rynku uzupelnialem notatki w dzienniku podrozy. Poznalem tam dwojke polakow, ktorzy pracowali na niemieckim statkuu. Zaprosili mnie na poklad. Zostawielm wiec rower na nabrzerzu i poszlem z nimi pod poklad. Jeden z nich byl kcharzem, wiec moglem sie konkretnie i smacznie najesc. Przegawedzielm z nimi przy piwku pare godzin i zostalem tam spac na noc.
  W sobote chlopaki wyplywali juz o 7.00 wiec musialem sie zwinac z pokladu. Zobaczylem ze wszystkie sakwy byly przeszukane a alarm wylamany !!! Ktos w nocy pozbawil mnie laptopa, multitoola, cale okablowanie, ladowarki aku i jeszcze pare dupereli. Mialem za chwile prom do Sasnitz do niemiec, wiec spakowalem to co ostalo - najwazniejsze ze mam gitare, aparat i dokumenty! Poplunelem promem do Sasnitz i tam dopiero zglosielm niemieckiej policji kradziez. Podejzany byl mi jeden z tych polakow a wiedzialem ze tez tu doplyna wieczorem. Policja mowila ze sprawdzi statek,ale jak sie potem okazalo dala dupy totalnie, bo poinformowala kapitana statku zanim ten doplynal do portu, wiec jesli gosc gwizdnal mi tego laptopa, to mogl go w tym czasie nawet wspawac w podloge (byl tam mechanikiem). tak wiec niemiecka policja gowno znalazla!  Ja musialem poczekac za to do poniedzialku na tlumacza polskiego by spisac raport! Pokrecilem sie troche po miescie, ale na granie nie mialem nastroju. Wbilem sie pod namiot gdzies w zaciszu ale nad samym bzegiem i przy herbatce delektowalem sie widoczkiem na morze i stateczki gdzies w oddali.
  W niedziele nie zrywalem sie za szybko, bo wiedzialem ze nie ma tu kosciola katolickiego by pojsc na msze. Zobaczyelm ze statek doplynal wiec poszlem na policje dopytac sie co zwalczyli, no i nic jak sie okazalo. Mialem juz to w tyle, wiec rozstawielm sie i pogralem troche w piekne niedzielne popoludnie i przez w sumie 3 h grania zgarnelem ponad 50e ! Pod wieczor przejechalem sie do parku krajobrazowego by zobaczyc piekne biale 120 metrowe klify. Polna drozka dojechalem na camping w Lohne, tam moglem sie wymyc i pogadac z holendrami o podrozach.
  Zwinelem sie rano i na 10.00 dojechalem na policje. Tam juz z polska tlumaczka spisalismy liste skradzionych rzeczy i szczegolowy raport. Po poludniu zrobilem jeszcze cos do zarcia i ruszylem juz w droge. Dojechalem do Stralsund- calkiem ladne miasto. na noc wyjechalme jeszcze 30 km za miasto.
  Kolejne dni staralem sie po prostu by dojechac na piatek do rodzinki w Munster. Trzeba pochwalic niemcy za duza ilosc sciezek rowerowych, czasem nawet oznakowanych! Mijalem po drodze wiele malych czy wiekszych miast takich jak Rostock, Wismar czy Schwerin i musze przysnac, ze w wielu z nich wyczuwalem bardzo fajny klimacik starych miast, ze az chcialo sie chwycic za gitare i pograc. Szczegolnie bylem zachwycony przepieknym zamniem renesansowym w Schwerin - to naprawde warto zobaczyc!
  W piatek 28 wrzesnia dotarlem w koncu do Munster do rodzinki. TAm moglem odpoczac, zregenerowac sowje sily i uzupelnic duze zaleglosci z moja stronka.

gdzies za Sztokholmem 

 

 Zamek w Kalmar

 

 

 Lubilem takie miejsca na dziko


 

 Karlskrona - pierwsza szwedzka lodz podwodna

 

 

 

 

 Bornholm kosciol z XII w

 

 Nexo, spotkanie z zeglarzami z Polski i Rosji
 

 

 Dunski wiatrak

 

 Sympatyczne rybackie wioski na Bornholmie

 

Klify 

 

ruiny zamku Hamershus 

 

 widok z zamku

 

 

 ...i takie zjazdy sie tu zdarzaja !!!

 

 Pozegnanie z Ronne na Bornholmie

 

 Sasnitz w Niemczech - rejsem z Bornholmu

 

Klify kolo Sasnitz 

 

 

 Przepiekny zamek w Schwein

 

Luneburg