Drukuj

  W czwartek 25 września dotarłem do Normandii we Francjii. Ruszyłem wybrzeżem na zachód. Tam mogłem podziwiać pozostałości Wału Atlantyckiego z II Wojny Światowej. To niesamowite miejsca dla miłośników tegoż okresu w historii oraz dla miłośników militarii! Mnóswo róznych muzeów o tematyce  II Wojny Światowej.  Byłe m. in. Muzeum które przedstawiało jak powstał niesamowity tymczasowy port w Arromanches-les-Bains. Tam dowożono całe zaopatrzenie aliantów przez kilka miesięcy działań. Do dziś pozostała jeszcze część betonowych falochronów rozrzuconych wokół zatoki. Tuż przed granicą z Breta nią zobaczyłem jeszcze niesamowite miasto Le Mont Saint Michel ? miasto na niewielkiej górze po przypływie otoczone zewsząd wodą tylko z jedną drogą dojazdową - to wygląda naprawdę niesamowicie! Pare km dalej przekroczyłem granicę Normandii i wjechałem do Bretanii (nie mylić z Brytanią!).

Zwiedziłem fajne miasto z urocza starówką ? Dinan. Stamtąd scizką rowerowa ruszyłem do Dinard, skąd chciałem przeprawic się promem do Saint-Malo ale kursuje tylko w sezonie letnim, wiec musiałem wrócic i przeprawic się mostem do Saint-Malo. Tu uwage przyciagało zabytkowe obwarowanie wysokimi murami starego miasta a i wewnatrz mozna było poczuc trochę smak historii. Z miasta wróciłem tą samą drogą przez most pod którym znajduje sie elektrownia wodna wykorzystujaca pływy wodne (przypływy i odpływy) sięgające 13,5 metra! Dotarłem na zachód za Plancoët. Tam chciałem rozbic namiot przy jakimś domu ale gospodarze zaproponowali, że moge spać w ich domku goscinnym! Tam skorzystałem z prysznica i zaprosili mnie do domu na kolację! Wzięłem ze sobą gitarę i podziekowałem ?śpiewająco? za gościnę. Znów mogłem zaznać prawdziwej gościnności !
  W Lamballe trafiłem na dziń targowy i postanowiłem pograć. Jakiś francuz po anielsku powiedział, że tu to raczej marnie z graniem na zarobek, bo ludzie ?okuci?. Ale pogoda była fajna i warto spróbowac. Okazało się to strzałem w 10tke! W godzinę zarobiłem 25 euro i reklamówke jakis małży!!! A do tego jeszcze zaproszenie na obiad (niestety odpuściłem) oraz wiele słodkich usmiechów od pań i panien! :) Z mulami które dostałem było duzo wiecej pracy by je otworzyć niż korzyści z jedzenia ? zjada sie je na surowo z odrobiną soku z cytryny, ale dla mnie jakieś rewelacji w smaku to nie było. A juz napewno najeść się tym nie da, chyba zebym wyluskał całe wiadro tego ale rece by mi odpadły chyba od otwierania tego! W dalszej drodze deszczyk często mnie skrapiał ale po południu dotarłem do Saint-Brieuc, gdzie mogłem odpoczac, posilić się, znów pograc trochę. Zaprosił mnie młody francuz z ojcem na piwko do knajpki. Tam opowiedziałem troche o moich podróżach i pogralismy sobie razem na gitarach i jumbie. Dotarłem za Pordic gdzie mogłem rozbic namiot na podwórku i załapać się na kolacje a na deser wino i sery ? delicje!!!
  Pomknęłem na północny zachód prez m. in. Paimpol do Tréguier a z tamtad na północ na wybrzeze. Znalazłem camping z prysznicem.
  Rano chciałem uregulowac należność za camping ale niestety nie znalazłem nikogo kompetentnego. No cóż, skoro olewają klijenta to nie mają zarobku a ja  camping za free! Jadac wzdłóż wybrzeża podziwiałem fajne zatoczki usiane głazami, małe wysepki a przy jednej zatoczce dom wybudowany miedzy dwoma skałami! W Ploumanach koło Trégastel mogłem obejżeć czerwone skały wyrzezbione falami oceanu w niesamowite formy! Przez Lannion dotarłem do Plestin-les-Groves. Tam dostałem zgodę gospodarza na rozbicie namiotu przy domu. Niestety kolega Iw nie mówił po angielsku wiec zostało mi produkowanie sie z kartki na której miałem zapisanych kilka słów po francusku. Po rozbiciu namiotu skorzystałem z prysznica, zaprosił mnie na herbate i Richardsa ? wódka anyżowa! Po 2-3 drinkach zaczelismy się juz całkiem niezle dogadywac :) Nocowałem w namiocie, gdzie mogłem na spokojnie uzupełnic notatki z podróży.
  W niedziele 5 października rano Iw wyciągnął mniena śniadanie do rodziców. zostawiłem tabołki i rowerem skoczyłem na mszę do miasteczka ? niestety tylko po francusku! Po mszy Iw wyciągnał mnie do swojej mamy na obiad! Pogoda była jeszcze troche niepewna, wiec z chęcia skorzystałem z zaproszenia. Mimo iz był to obiad gdzies na wioseczce w raczej skromnej chacie to można było odczuć, ze jest to swiąteczny ? niedzielny posiłek; zastawione raczej skromnie ale kilka dań, przekaski, aperitiw, zakaski i na koniec wino i kilka rodzajów serów ? tak na dobra przemianę materii! Uwielbiam takie wspomaganie przemiany :) Na drogę dostałem jeszcze reklamówkę jabłek i po południu ruszyłem w dalszą drogę. Pogoda była kraciasta i musiałem robiś sporo przystanków by przeczekac deszcz. Przejechałem zaledwie 50 km i już zaczęło się ściemiać więc trza sie było rozejrzec za miejscem na nocleg; w jednym miejscu gospodarze nie pozwolili na rozbicie namiotu ale kawałek dalej za to inni ludzie zaproponowali spanie w domu! Oboje z gospodarzy mówili dobrze po angielsku zatem nie było problemu z dogadywaniem. Po kolacji moglem skorzystać z prysznica a potem przy winku pograliśmy na gitarach i przegadalismy jeszcze do północy!   Uwielbiam Bretanie!!!
  Po śniadaniu dostałem jeszcze 20 euro na droge! Czekał mnie długi ale łagodny podjazd na ok. 350m a potem długi miły zjazd. W Pleyben obejrzałem piękny kościół z XVI/XVII wieku. Po 70 km dotarłem do Quimper. Miasto mimo raczej kiepskiej pogody zachwyciło mnie swym urokeim; sliczne wąskie uliczki starówki zachecały do muzykowania, niestety deszcz pokrzyzował trochę te plany. W Concarneau obejrzałem fajne stare miasto położone na wyspie i obwarowane murami. Jadąc wzdłóż oceanu dojrzałem Fort Bloque do którego dostęp jest jedynie w porze odpływu. Lorient nie zachwyciło mnie niczym specjalnym. Za to kolejnego dnia zwiedziłem sympatyczne miasteczko Auray, trafiłem jednak w porze luynchu, wiec nie pograłem ? turyści i tubylcy na ten czas rozpływaja się po kawiarniach i restauracjach. Ja mogłem sie posilić na swiezym powietrzu w promieniach słońca ? to duzo przyjemniejsze! Kolejnym równie pieknym miastem było Vannes. Rozejrzałem się po miescie i rozstawiłem do grania. Wpadło parę euro i po zakupach mogłem ruszyc w dalsza droge. Znalazłem  jakis mały camping przy zamku za 5e.
  Kolejnego dnia w Muzillac przy śniadaniu zaczepiła mnie grupa kolarzy seniorów i zaprosiła mnie na piwko! Sciągnęli jakiegoś dziennikarza z lokalnej gazety, który zrobił ze mną krótki wywiad. Zagrałem jeszcze dla nich na zyczenie i chłopaki zrobili dla mnie zrzute ? 15 e! Pogoda była przepiekna i na spokojnie z przyjemnoscia dokręciłem jakieś 15 km przed Nantes, gdzie rozbiłem namiot u gospodarza ? podciągnał mi przedłużacz i mogłem doładowac swoje sprzety.
  W piątek 10 października dotarłem do Nantes. Po sniadaniu ruszyłem na zwiedzanie. Obejrzałem piękny zamek Chateau des Ducs de Bretagne i równie piekna katedrę St. Pierre. Miasto ma też bardzo fajną starówke na której z chęcią poplumkałem by sie podbudowac finansowo. Tak minął mi tam czas do zmroku i ruszyłem pare km za miasto. Za pozwoleniem gospodarzy mogłem rozbić namiot na podwórku, skorzystac z prysznica i poczestowali mnie też kolacją! Kochana Bretania!!!
  W sobotni poranek Frederik i Sandrina zaprosili mnie jeszcze na śniadanko i namówili bym zajechał do pięknego miasteczka Clisson 15 km dalej. Tak też zrobiłem. Miasteczko faktycznie okazałosię bardzo ciekawe; sredniowieczny zamek tuż nan brzegiem rzeki, piekne koscioły, uroczy pałac przyległym parkiem. W poże lunchu miasteczko stao się jak wymarłe. W tym czasie zrobiłem sobie posiłek w parku i po 14tej pograłem z godzinke i ugrałem 40 e! Pogoda była tak piękna, ze z ochotą ruszyłem w dalszą droge.
  W niedziele 12 października dotarłem nad ocean do uroczego miasta La Rochelle. Pogoda była piekna i przewijało sie sporo turystów i miejscowych, wiec dało sie znów dograc troche grosza!
  W poniedziałek w Rochefort zwiedziłem muzeum morskie oraz warsztat szkutniczy w którym na zamówienie USA francuzi budowali replikę drewnianego żaglowca z XVIII wieku. Wieczorem dotarłem do Saint-Porchaire. Tam przenocowałem pod namiotem przy zamku.
  Za dnia mogłem objerzec w pełnej krasie zamek Chateau de la Roche Courbon wraz z przyległym parkiem oraz jaskiniami w pobliżu.  W Saintes założyłem sobie kartę pielgrzyma do Santiago de Compostella i dojechałem do Pons gdzie mogłem skorzystać z noclegu w albergue, czyli domu pielgrzyma. Skasowali 8e za nocleg ale warunkiniczego sobie!
  W drodze do Bordeaux pomimo iz było raczej chłodno to opony kleiły mi sie do asfaltu?! Jak się potem okazało ciężarówki które czesto mnie mijały przewoziły wytłoczyny z winogron a resztki soku rozlewającego się na asfalt tworzyły własnie efekt lepkosci i przy okazji niesamowity aromat swiezych winogron! W regionie Bordeaux zaczął sie własnie sezon zbiorów winogron! Normalnie poza sezonem zbiorów można odwiedzać winnice, zobaczyć jak sie odbywa cały proces produkcji wina i przy okazji podegustowac, czesto za darmo różnych rodzajów win! Teraz byli jednak za bardzo pochłonięci zbiorami. W Blaye obejrzałem wielką fortece z XVII wieku
  w czwartek 16 października dotarłem do  Bordeaux. Tam na dziendobry zagadnął mnie jakiś gość po polsku ale z wyraznym akcentem francuskim! Tak poznałem Piotra ktory od 50 lat mieszka we Francji. Zaprosił mnie na piwko, potem na pyszny obiad, kawę i jeszcze dostałem od niego 20e na droge! Uplumkałem jeszcze troche kaski na gitarze. W zwiedzanie się już nie angażowałem ponieważ byłem tu już wcześniej rowerem w 2005 roku! Przejechałem na wschodnią stronę rzeki Garonne i wzdłóż rzeki kierowałem sie w sornę Toulousy. Po drodze nocowałem na podwórku i gospodyni zaprosiła na herbatkę, mówiła dobrze po angielsku, wiec mogłem popwiedziec troche o sobie. Mogłem skorzystaćc też z prysznica a rano od jej męża dostałem jeszcze butelkę dobrego  wina na droge! W dordze mijałem wiele winnic a przy nich pałace i pałacyki! Po kilkudziesięciu km zaczął się szlak rowerowy wiodący wzdłóż kanału prawie do samej Toulouse. Na kanale często spotykałem śluzy a nawet 2 wiadukty ? kanał przepływał nad rzeką!!!
  W sobote 18 października wieczorem dotarłem do Toulouse i zatrzymałem sie na trzy noce u mojej francuskiej kumpeli Melanie poznanej w Bristolu. W niedzielny poranek poszłem na mszę do bazyliki Saint-Sernin i po pysznym obiedzie z rodzicami Mel poszliśmy zwiedzic troche miasta. Całkiem fajne miasto! Spedziłem tam czas na zwiedzanie i uzupelnianie zaległych notatek i oczywiscie wypady na piwko z Mel i jej przyjaciółmi.
  We wtorek ruszyłem dalej na zachód. Po dwóch dniach w czwartek 23 października dotarłem do  Lourdes. Tam przenocowałem u polskich sióstr a rano poszłem na msze po polsku na 8.30. zabrałem tez gitarę ze sobą i zagrałem do tejze mszy. Kilka osób po mszy wcisnelo mi do kieszeni jakas kase i sie z tego uzbierała ładna miarka! Pograłem też na mieście i po południu przy pieknej słonecznej pogodzie ruszyłem szlakiem rowerowym do Argeles-Gazost w Pirenejach! Stamtad drogą D918 którą przebiega coroczne Tour de France. Droga pnie sie dosć ostro w góre a na serpentynach jeszcze ostrzej. Po 12 km od Argeles-Gazost dotarłem na pierwsza przełęcz col du Soulor 1474m. Namiot rozbiłem gdzies na jakims pastwisku z cudnym widokiem na góry, na wys ok. 1300m. W nocy mogłem podziwiac niebo usiane gwiazdami i dotego wszechobecna cisza!
  Poranek był lekko mroźny ale słońce po wschodzie zaczeło zaraz ładnie przygrzewać. Po kilku kilometrach wspinaczki dotarłe na najwyższą przełecz na tej trasie col d'Aubiscue 1709m. Tam w cieniu zalegał już świeży śneg a z przełęczy roztaczał się wprost bajeczny widok na góry!!! tamteż zjadłem sobie na spokojnie sniadanie po czym zaczął się długi, często też ostry zjazd. Po drodze poznałem rowerzyste Jakuba z Holandii. Razem dojechalismy do Oloron-Sainte-Marie i tam za 12e nocowalismy w albergue.
  W niedzielę 26 października poszłem rano na mszę ale za wczesnie jak sie okazało ponieważ w nocy przestawiono czas o godzinę do tyłu! Po mszy ruszyłem w dalsza drogę. Chciałem powalczys jeszcze z górkami no i znalazłem trase na której mogłem wylać z siebie siódme poty. Pierw dosć łagodnie do Tardets-Sorholus a potem trasą D117 zaczeła się prawdziwa męka!jakies 5 km ostrego 12-15% podjazdu, dalej nie wiele łagodniej! Wjechałem na przełęcz ok 900m i tam przenocowałem pod namiotem, w nocy koncert dawało mi jakies stado bydła wypasajacego sie tuz przy namiocie z dzwonkami u szyi! Rano po lekkim podjeździe zaczął się ostry, długi zjazd wąską asfaltową dróżką. Po kilku km zjazdu sprawdziłem obrecze kół czy się nie grzeja i sparzyłem sobie skórę! Musiałem polac je wodą z bidonu, bo duzo nie brakowało a spałiłbym chyba detkę razem z oponą! Po południu dotarłem do Saint Jean Pied de Port. Po posiłku pograłem z godzine i zgarnełem ponad 35e! Po południu mój kolega Jakub zaprowadził mnie do albergue za 8e i wraz z innymi pielgrzymami zjedlismy swpólna kolację.

/

2008-09-25 Villers-sur-mer

 

 

2008-09-27 Normandia bunkier obserwacyjny

 

2008-09-27 14-56 Normandia - altyleria

 

2008-09-27 17-00 Normandia - muzeum II Wojny Światowej

 

 

2008-09-29 29-21 Le Mon Saint Michel 

 

 

2008-10-04 Bretania - dom między skałami

 

 2008-10-04 15-40 latarnia koło Perros-Guirec

 

 

2008-10-05 Bretania. kolejna gościna.

 

 

2008-10-06 Quimper 

 

2008-10-10 Nantes - zamek

 

2008-10-11 12-43 Clisson - zamek

 

 

 2008-10-14 Chateau de la Roche Courbon

 

2008-10-14 Saintes amfiteatr z i wieku 

 

2008-10-15 13-29 zbiór winogron

 

 

2008-10-16 12-54 

 2008-10-17 kanał Garonne

 

2008-10-18 kanał nad rzeką 

 

 

2008-10-19 Toulouse - Bazylika St Sernin 

 

2008-10-23 Lourdes

 

2008-10-24 ściezka rowerowa

 

 

 2008-10-25 11-44 Col d'Aubiscue 1709m

 

2008-10-25 11-09 przełęcz Col d'Aubiscue 1709m - śniadanie 

 

 

2008-10-27 10-06  ośla wizyta

 

 

2008-10-27 Saint-Jean-Pied-de-Port w alberge