We wtorek 26 października zaczelismy razem z Jakobem oficjalny szlak pielgrzymkowy  Camino de Santiago! Pogoda się trochę spaprała; było zimno i deszczowo! Nas czekała spora wspinaczka, przeprawa przez Pireneje do Hiszpanii. Pierw do Saint Étienne, dalej D948 do Aldudes, stamtad D58/N138 przez przełęcz 890m dotarliśmy do granicy hiszpańskiej. Spodziwalismy sie ostrego podjazdu a był tylko kruciótki ostry podjazd. Natomiast nie spodziewaliśmy się az takiego zimna! Jeszcze kilka dni wczesniej temperatura +20 do +26 stopni a tu nagle koło zera! Po przekroczeniu przełeczy musielismy się ciepło opatulic na zjazd ale po paru km zjazdu w hiszpanii nie było wcale cieplej; +3 do +5 stopni. Liczyłem, ze Hiszpania przywita mnie bardziej ciepło! Po południu dotarlismy z Jakobem do Pampelony. Tam pograłem co nieco na miescie i dotarłem do alberge. Tam z 5 e była do dyspozycji piekne duze schronisko dla pielgrzymów z dużą pralnia, kuchnia i łazienkami! Tam poznalismy z jakubem parę Anglik i Australijka, tez rowerzysci i wieczorem wyszlismy razem na lampke wina a po powrocie Harry i Debbi przygotowali kolacje po angielsku!


  Minusem duzych alberge w miastach jest to że trzeba je opuscic do 8.00 , wiec niestety nie ma tego co misie lubia najbardziej; długiego spania rano! Pokrązylismy razem po miescie potem ja pograłem troche ale dziś szału nie było. Objechałem parę sklepów rowerowych i po południu razem z Jakubem ruszylismy na szlak. Po kilkunastu km dotarlismy do alberge w Uterga gdzie znów spotkalismy parę naszych znajomych rowerzystów Haryego i Debbi (H&D) Spotykalismy sie potem jeszcze kilka razy na trasie. W sobote 1 listopada byłem na mszy w Logrońo w pieknej katedrze a po południu pograłem i zgarnełem roche grosza i miałem okazje spotkac znów  H&D z którymi spróbowalismy trochę miejscowych przekąsek. Przenowcowałem w alberge w Navarrete a rano po mszy ruszyłem w strugach deszczu na szlak. Do Burgos miałem jeszcze troche pagórkowatych terenów. W  Burgos zwiedziłem przepiękna katedrę, w ciagu dnia grałem troche ale było tak zimno, ze mi palce odmawiały posłuszeństwa do grania!
  We wtorek 4 listopada dowiedziałem się ze najmłodszemu braciszkowi Karolowi urodził sie syn! Cieszyłem sie wraz z nim i z piechórkami ze Szwajcarii Marią i Anitą w alberge uczcilismy to butelką wina!
Etap z  Burgos do Leon był najbardziej płaskim odcinkiem na całym camino ponad 200km płaskiego odcinka, jednak wysokosć tego płaskowyża ok 900m n.p.m dawała raczej niskie temperatury nawet w ciągu słonecznego dnia! W Leon obejrzałem katedrę i pograłem co nieco. Nocowałem w alberge gdzie spotkałem kilku pielgrzymów z ostatniego noclegu. Za Astorga ? pięknym uroczym miasteczkiem z kilkoma ciekawymi zabytkami jak pałac biskupi i kosciół, zacżeły sie spore podjazdy. Na szlaku w Foncebadon znalazłem karczmę ? alberge której włascicielem był polak, tymczasowo nie obecny ale tam przenocowałem. Po zjeździe do  Ponferrada za miastem znów zaczeła się wspinaczka w górę aż do 1300m. Ostatnie dni przed Santiago dawały sie bardzo mocno we znaki ? bardzo wiele podjazdów i zjazdów. Na ostatnią alberge przed Santiago zabakło mi juz kasy za nocleg, ale spotkałem grupke młodzieży przed alberge i zaproponowałem że jak zrobią zrzutę dla mnie to zaplumkam coś na gitarze. Zarobiłem na nocleg, dostałem od kogoś jakieś piwa a hospitalera (opiekunka alberge) dała mi najlepszy pokój 2 osobowy (reszta gniexdziła sie w 15 i 20 os pokojach!
  We wtorek 11 listopada dotarłem wreszcie do SANTIAGO DE COMPOSTELLA!!! Ostatnie 20 km postanowiłem pokonać szlakiem pieszym i to dało mi sie mocno we znaki! W Santiago podbiłem karte pielgrzyma i dostałem dyplom gratulacyjny. Na  12.00 byłem na mszy dla pielgrzymów a po posiłku zarabianie na życie. Spotkałem Jakuba z Holandii i wynajelismy na spółę hotel.
  W środę po południu ruszyłem do Muxia. Tam nocowałem w nowej duzej alberge za 3e. Rano przy pieknej pogodzie mogłem podziwiać widoki na ocean i skały rzeźbione przez fale. Bocznymi drogami dotarłem do Finisterre i to jestw zasadzie dopiero koniec całego Camino de Santiago, nad brzegiem oceanu przy latarni morskiej. W alberge przy kolacji i winie oraz spiewach przy gitarze wraz z innymi pielgrzymami uczciłem zakończenie Camino de Santiago!
  Kolejnego pieknego dnia pojechałem na południe wzdłóż oceanu. Bezchmurne niebo dawało piękne widoki na wybrzeże oceanu a do tego zrobiło sie tak ciepło, że mogłem jechać na krótkich spodenkach i koszulce! - w połowie listopada +18 do +20 stopni!
  W sobote 15 listopada wróciłem do Santiago. Próbowałem zarobic troche z grania, ale szło kiepsko, bo gardło mnie rozbolało i odmawiało mi posłuszeństwa. Zostałem w Santiago jeszcze do poniedziałku by sie troche podkurować ? nocowałem w alberge na Monte Goso za 3e.
  W poniedziałek ruszyłem w dalszą drogę Camino de la Plata na południe. Objechałem portugalie i przez Orense dotarłem do sympatycznego miasta Zamora i w sobotę 22 listopada do pieknej Salamanki. Tam mogłem zobaczyc przepiękny ratusz Plaza Mayor, katedrę. Tam też podbudowałem swoje finanse. W poniedziałek miałem silny wiatr w lecy i w ciagu jednego dnia dotarłem do Avila ale po drodze złapała mnie mała śnieżyca! Tam miałem poważny problem ze znalezieniem alberge i nocowałem w schronisku Caritas! Kolejny dzień sypało juz mocno śnieg z deszczem a na przełeczy 1400m cały ten śnieg zamarzł, na szczeście drogi były dobrze sypane i nie było lodu. Po zjeździe kilka km dalej było juz cieplej i bez śniegu.
  W srode wieczorem dotarłem do pięknego Toledo gdzie udało mi sie załatwic nocleg na zamku w Youse Hostelu za 17 euro. Rano rowerem objechalem najciekawsze zabytki miasta. Miasto otacza głeboki wąwóz z rzeką co daje jeszcze większego uroku całemu mastu.
  W drodze do Cordoby nocujac pod namiotem rano musiałem namiot skrobac ze szronu; było słonecznie ale kilka stopni ponizej zera! W Cardena nocowałem na plebani u sympatycznego ksiedza Jose z którym musiałem się produkowac po hiszpańsku ale ksiadz miał z tego niezły ubaw, zwłaszcza jak wyszłem z nim do miasteczka na piwko ze słownikiem hiszpańskiego pod ręką (dzieki niemu mielismy szansę na dogadywanie się!)
  W  Cordobie zarobiłem dobrze i zafundowałem sobie nocleg w hostelu za 14 euro, nie było zresztą żadnego domu pielgrzyma. Zostałem tam jeszcze jedną noc by w poniedziałek rano od 8.00-10.00 zwiedzić za darmo Mezquita-Catedral.  Zwiedziłem też 10 km za miastem  Medina Azahara ? ruiny starożytnego miasta. Stamtąd pomknełem na południowy zachód w kierunku Granady. Było sporo gór po drodze bo i w końcu zbliżałem się do najwyższych gór hiszpanii Sierra Nevada! W Baena nocowałem w drogiej alberge ? 16euro ale za to standard dobrego hotelu. Po deszczowym i órzystym dniu w Alcalá la Real przenocowała mnie jedna hiszpańska rodzina. Po kolacji wyciągnełem gitarę i zagrałem na podziekowanie a oni wyciagneli piwo i wino i zrobiła sie z togo mała impreza!
  W czwartek 4 grudnia na przełęczy moim oczom ukazał sie piekny widok na Sierra Nevada! Po południu dotarłem wreszcie do Granady, gdzie planowałem zakończyć tegoroczną podróż rowerową. Pierwszą noc spedziłem w hostelu (18e!) ale mogłem za to rano zostawic manatki i rowerkiem pojechałem na zwiedzanie Alhambry ? niesamowitego kompleksu pałacowo-parkowego! Wstep kosztuje 12 e ale udało mi sie dostać studencki za 9e. To jest miejsce które naprawdę warto zobaczyć! Kolejna noc przyszło mi spedzić pod namiotem za miastem.
  Sobota 6 grudnia (moje urodziny!) obdarzyła miasto piekną pogodą i dzięki temu szło też bardzo dobrze z graniem. Poznałem sporo fajnych ludzi podczas grania, m-dzy in. Tomasa z Bruxeli ? młodego pilota paralotni! On zaproponował mi nocleg u siebie w mieszkaniu. Wieczorem przy winie opowiedzieliśmy trochę każdy o swoich podrózach; on na motolotni a ja rowerowych.
  Niedzielny poranek po mszy wziąłem sie znów za granie. To był też dobry dzień a wieczorem Tom wraz z przyjaciółmi urządził mi w jego domu przyjecie urodzinowe dla mnie !!! byłem bardzo mile tym zaskoczony! Przygotowali mnóstwo przekąsek, wino, piwo wiec potem i gitara poszła w ruch, wiec zrobiłe sie wesoło i muzycznie! Z kilkoma dziewczynami i jednym kolegą poszlismy jezcze pobawić sie do klubu salsy!
  U Toma zostałem jeszcze do wtorku 9 grudnia. Tego dnia zaczęła sie moja 10cio dniowa podróż powrotna  z rowerem autostopem  do Polski. Na tydzień przed świętami Bożego Narodzenia wróciłem szczęśliwie do domu.

 

2008-10-29 Pamplona - Harryi Debbi, Jakob i ja 

 

 

2008-10-31 fontanna z winem 

 


 

2008-11-01 Logrońo - maczo!!! 

 


 

2008-11-02 czasem kamino wygląda tak 

 

 

2008-11-03 katedra w Burgos

 


 

2008-11-06 León - katedra

 

 

2008-11-09 13-14 

 

 

 2008-11-11 Santiago de Compostela

 


 

2008-11-13 przylądek Finisterre 

 

2008-11-22 Salamanca - Plaza Mayor 

 

 

2008-11-25 14-24

 

 

2008-11-27 11-20 panorama na Toledo 

 

 

2008-11-27 14-07 Toledo katedra 

 

 

2008-11-29 15-45 

 


 

2008-12-01 Cordoba - most z czasów rzymskich 

 

 

2008-12-02 Cordoba - Mezquita Catedral 

 

 

2008-12-03 Baena

 

 

2008-12-05 13-36 Granada - Alhambra 

 

 

2008-12-05 15-55 ranada - Alhambra

 

 

2008-12-07 23-54 Granada, ze znajomymi w klubie na salsie