Drukuj

W sobotę 30 X 2010 załadowaliśmy nasze rowery do autokaru i pojechaliśmy pod syryjską granicę do Hatay (20 TL, rowery free). Stąd złapaliśmy jeszcze busa do Homs (15TL, po negocjacjach rowery też za free) Na wysokości Homs zakończyliśmy naszą pierwszą wizytę w Syrii. Stąd wraz z Adelą i Krzyśkiem zaczęliśmy kontynuację naszej dalszej rowerowej przygody.

W odróżnieniu od ostatniej wizyty w tym kraju tym razem było dużo zimniej a Homs przywitał nas deszczem. Kolejne dni były już pogodniejsze, choć nadal chłodno jak na Syrię, szczególnie w nocy. W odróżnieniu od ostatniej wizyty na trasie do Damaszku było znacznie czyściej na poboczach (choć zdarzały się całe pobocza ze stertami śmieci). Przydrożne reklamy zachęcały do dbania o czystość a ze zdjęć na poboczach co chwila promieniał płomienny uśmiech prezydenta Baszara al-Assada.

Poniedziałek 1 listopad
Po 2 dniach łagodniej wspinaczki przez syryjskie stepy za Annabk odbiliśmy w prawo z głównej trasy na Yabrud  i dotarliśmy do Maaluli. To przyklejone do zboczy gór miasteczko do tej pory posługuje się językiem aramejskim, w którym przed dwoma tysiącami lat porozumiewał się Jezus. Znajduje się tu wiele kościołów zarówno katolickich jak i prawosławnych. Zabudowa nie zachwyca niczym specjalnym ale przyjemnie jest pokręcić się po wąskich, krętych uliczkach przeplatanych schodami w górę i w dół. Adela miała kiepsko się czuła więc zatrzymaliśmy się na 2 nocki tuż za miastem i dzięki temu mogliśmy na spokojnie zwiedzić Maalulę.(54km)

Środa 3 listopad
Adela poczuła się już lepiej więc rano ruszyliśmy w dalszą drogę przez Seydnaya do Damaszku. Większość drogi mieliśmy z górki więc szybko pokonaliśmy etap do DAMASZKU i do starego miasta dotarliśmy koło południa. Zaczęliśmy poszukiwania noclegu. Znalazł się jakiś uczynny Syryjczyk z Bułgarii, który pomógł nam szukać noclegu. Po 2 godzinach latania tam i z powrotem udało się znaleźć pokój za 10$/osobę. Wynajęliśmy na 2 nocki. Nasz arabski „wrzód” który zorganizował nam ten nocleg nie dawał nam wytchnienia nawet już w hotelu. Chciał nas oprowadzać, fundować żarcie a jego gadka wkoło kręciła się wokół kasy aż mnie skręcało. Próbował mnie wyciągnąć jeszcze taksówką na zwiedzanie miasta ale udało mi się go spławić! Nie byliśmy pewni tego miejsca, więc postanowiliśmy, że nie zostawiamy rzeczy w hotelu bez opieki. Będziemy zwiedzać na zmiany tak, by zawsze ktoś z nas czuwał przy naszym dobytku.
  Stare miasto w swym klimacie i wyglądzie bardzo przypominało mi Aleppo. Wąskie uliczki, ciasna zabudowa, rozległy bazar i wielki meczet Umayyad Mosque (wstęp 50 SYP-ok. 1 $), cytadela i wielkie mury okalające całe stare miasto. Tutaj poznałem Rosjanina Kostię który podróżuje pieszo i stopem dokoła świata a Ada z Krzychem prócz niego poznali anglika Josha który tak jak my zamierza przejechać rowerem Afrykę do Cape Town.

Piątek 5 listopad
Na śniadanie posiliłem się wypiekami prosto z piekarni, m-in. pysznymi ciastkami hiszpańskimi ze szpinakiem i pozwiedzałem jeszcze stare miasto. Dziś jednak piątek – muzułmańskie święto i wszystkie prawie sklepy były pozamykane.
  Koło południa ruszyliśmy z Adą i Krzychem z miasta na południe w kierunku Bosry. Krajobrazy były dość monotonne – stepowe kamieniste pustkowia lub tereny wojskowe, praktycznie płasko, dopiero pod koniec drugiego dnia zaczęły się wzniesienia. (48km)

Niedziela 7 listopad
Na trasie ze wzgórz którymi jechaliśmy rozpościerały się malownicze widoki na okolice. Przed południem dotarliśmy do BOSRY. Próbowałem znaleźć tu kościół katolicki by pójść na mszę – no i znalazłem – ruiny katedry sprzed 2 tys lat! Stara Bosra to rozległe ruiny starożytnego rzymskiego miasta. W niektórych uliczkach można poczuć się jak przed dwoma tysiącleciami; tradycyjnie odziani w turbany i suknie mieszkańcy przemieszczający się na osiołkach! Wstęp jest bezpłatny, płaci się jedynie 150 SYP (ok.3,5 $) za zwiedzanie amfiteatru – to sobie odpuściliśmy. Tu spotkaliśmy poznanego w Damaszku Josha, który dołączył do nas. Z miasta przejechaliśmy jeszcze ze 30 km i rozbiliśmy się w winnicy, tuż pod kiściami winogron, jak w raju  :) (49km)

Poniedziałek 8 listopad
Do śniadania wino-zbieracze dostarczyli nam świeżych winogron – nie musieliśmy pachtować oraz gorącą herbatkę! Koło 7:00 ruszyliśmy w drogę. Łagodny zjazd sprowadził nas do centrum Dary. Tu ostatnie zakupy w Syrii, pozbycie się drobnych i wio na stare przejście graniczne w Ramta. Tutaj bez kolejek udało nam się pozałatwiać formalności. Zapłaciliśmy opłate wyjazdową 500 SYP (bez liczonego ostatnio jeszcze dodatkowo znaczka skarbowego za 50 SYP !?) Przy opuszczaniu syryjskiej granicy okazało się, że nie musieliśmy uiszczać opłaty wyjazdowej, bo nie przekroczyliśmy 12 dni pobytu! No ale już zapłacone, to trudno. Pomknęliśmy w stronę jordańskiej granicy dużo czystszym niż na granicy tur-syr pasem granicznym