W sobotnie popoludnie 9 września wjechalem do Alesund. Tam dokupilem prowiant i jakies piwka na weekend i zrobilem sobie kolacje na nabrzezu jachtowym. Tamtez zobaczylem jacht z polska bandera i poznalem zaloge "Syrenki" Zaprosili mnie na poklad. Tam uruchomilismy ich laptopa i zrobilem im pokaz fotek z ostatniej wyprawy. Chlopaki tak zakrapiali "miodowka", ze zakropili...
...mnie! Przenocowalem u nich na pokladzie. Rano poszlem sie umyc do toalety i wziasc prysznic. Probowalem namierzyc kosciol katolicki, ale nikt nie wiedizlal. Zabralem sie troche za granie przygrywajac przy okazji zalodze, ktora w tym czasie latala zagle.Po poludniu poszlismy sobie na punkt widokowy z piekna panorama na Alesund i okoliczne wyspy. Pogralem jeszcze troche wieczorkiem ale cienko szlo. Zaloga podarowala mi spory zapas konserw i ok. 20:00 ruszyli w dalszy rejs do Bergen. Chcialem
sie nawet z nimi przeplynac do Bergen, ale mieli za malo miejsca dla 10ej osoby. Oj szkoda mi bylo jak odplywali, taki rejs po oceanie to by mogla byc niezla przygoda! Ja po kolacji uzupelnilem sobie notatki i rozbilem namiot w parku.

  W sobote 26 sierpnia wjechalemjuz wreszcie do Trontheim i po drodze zaczepila mnie urodziwa rowerzystka - oczywiscie okazalo sie ze polka -"najwiecej witaminy maja polskie dziewczyny" jak to spiewal A. Rosiewicz. Panna Lusia wskazala mi droge do centrum i tam pogawedzilismy jeszcze z godzinke. Ja ruszylem potem grac z przerwami nazwiedzanie i zakupy (prowiantu) Wieczorkiem spotkalem sie jeszcze z moja przewodniczka na cherbatke i pogawedke. Kolo polnocy grzecznie  sie rostalismy kazde pod
swoj dach - ona na kwatere a ja pod "dach swiata" Wczesniej jednak pogralem jeszcze do 2:00 i zebralem z 400 kr i z zasobem kasy rozbilem namiot na trawce niedaleko portu.

W poniedzialek 14 sierpnia wyruszylem z Tromso kawałek na polnoc wybierając boczne drogi, dojechlame na prom w Vikran. Jechalem m-dzy inn. droga 858, ruch byl znikomy wiec jechlalo sie bardzo przyjemnie. W Olsberg pomknelem juz na glowna trase E6 w kierunku Narviku.Pogoda tego dnia pozwolila mi pocdziwiac w pelnej krasie otaczajace mie gory. Sam Narvik odpuscilem sobie i za Bierkvik wkroczylem juz na Lofoty. Od srody pogoda juz sie spaprala i od Sortland moglem podziwiac na Lofotach co najwyzej podnoza gor. Nie spieszylem sie zatem z tepem z nadizeja ze sie moze wypogodzi i nie omine najpiekniejszych widoko schowanych w chmurach.

Z Joensu (wtorek 19 lipca) dzieki pieknej pogodzie udalo mi sie dojechac do miasteczka Koli, gdzie zamiast pojechac na camping wjezdzalem pod jakas niesamowita gore po 23 w nocy!  Ta wlasnie gora okazala sie przepieknym punktem widokowym na jezioro Pielinen. Dojechalem na szczyt naprawde u kresu sil, z mysla ze jade na camping, ale niestety zastalem tylko drogi hotel, wiec po kilku fotkach z nocna panorama rozbilem namiot na jakiejs malej polance nieopodal.
  Rano ruszylem na sam szczyt gory, gdzie ukazala sie pelna panorama okolicy - tu naprawde warto przyjechac nawet rowerem chocby tylko dla tego widoku!

Najbardziej obawialem sie wyjazdu z Rosji - przejscia przez granice... ...okazalo sie ze przejechlaem berz najmiejszych problemow i tym sposobem w srode 5 lipca znalazlem sie na terytorium Finlandii. Pierwszy nocleg spedzilem na campingu za 6?, glownie by doladowac aku i komorke. Od Granicy biegnie w sumie tylko jedna droga na Helsinki i ruch jest tam spory a przy tym sciezki rowerowe sa przy wiekszych miejscowosciach, wiec czesto jechlame droga. Da sie jednak tu odczyuc kulture na drodze - kerowcy omijaja mniie z duzym zapasem miejsca, no chyba ze jest to auto na rosyjskich blachach! W czwartek dojechlem do Lovisy i tam pare osob poradzilo mi bym zamiast jechac grac do Helsinek zostal tu do piatku i tu pogral. Tak tez zrobilem. W lovisie zalapalem nocleg u jednej rodzinki, gdzie moglem sie wymyc, skorzystac z sauny i mialem swoj pokoj do dyspozycji.

W poniedzilalek 19 czerwca odebralem moja przepustke do Rosjii ! Tegoz dnia odbyla sie tez imprezka pozegnalna i
bylo weslo z gitara i spiewami.
  We wtorek przyznam z wielkim zalem opuszczalem Tallin i znajomych,ale dalsza droga czeka.

Oj nazbieralo mi sie troche zaleglosci z relacjami.
W piatek 2 czerwca pogralem jescze do 22giej i potem jeszcze za jasnego wyruszylem za Ryge.Przejechalem z jakies 20 km i roziblem sie pod namiotem. W sobote po trasie napotkalem Stani i Richarda i pojechlaesmy razem do obiadu, potem znow sierozstalismy,  bo ja chcialem szybciej dojechac do Parnu zeby pograc jescze w weekend. Pojechalem sobie do glownej drogi wzdloz Baltyku. Przenocowalem w kosciele katolickim w Salacgriva,pogadalem sobie z ksiedzem po polsku. Mszy niedzielnej nie zaliczylem bo byla w sobote po poludniu.

Z Wilna wyruszylem w sobote (27 maja) po poludniu, bo lalo jak z cebra, po poludniu juz tylko padalo, wiec uzbroilem sie na deszcz i wio... Po 3 dniach ciezkiego krecenia - pierwsze 2 dni to deszcz i grad. Trasa byla malownicza, biegla wzdloz rzeki Niemen, sporo ciekawych miejsc, palacy i zamkow do zobaczenia. Trzeci dzien byl ladny, tylko od moza tak dmuchalo, ze po 80 km czulem sie jakbym przejechal 200!!!